Michał Znaniecki: Maski są konieczne, żeby przetrwać

25.02.2019
fot. Teresa Grotowska

Pokazujemy cały czas wychodzenie z roli, wchodzenie w rolę. W „Pajacach” już są podwójne role, ale w „Giannim Schicchim” musiałem je dodać. Ta część, gdy aktor gra idiotę czy oszusta, a potem idzie do garderoby i jest w depresji jest właśnie reżyserskim wyzwaniem . Tutaj jeszcze bardziej widoczna będzie zabawa teatru w teatrze i masek. To, co w „Pajacach” jest już wpisane w libretto konsekwentnie musiałem umieścić w drugiej jednoaktówce – mówi reżyser spektaklu „Pajace/Gianni Schicchi”, którego premiera już 9 marca w Operze na Zamku w Szczecinie. O połączeniu obu oper, naszych wadach, udawaniu, maskach i… operze podczas antraktu z Michałem Znanieckim* rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Magdalena Jagiełło-Kmieciak: „Pajace” Ruggera Leoncavalla już publiczność widziała. Te będą połączone na scenie z jednoaktową operą – „Giannim Schicchim” Giacoma Pucciniego, ale same jako takie – czym się będą różnić od plenerowej olbrzymiej inscenizacji sprzed dwóch lat? 

Michał Znaniecki:   Gdy przygotowuję kolejny tytuł, zanudziłbym się, gdybym coś powtarzał. W związku z tym każda odsłona jest zupełnie inna, każda dotyczy innej części naszych emocji czy doświadczeń. I opera na to pozwala, jest na tyle bogata, że reżyser musi wybrać. Ja wtedy wybrałem pewną spektakularność, atrakcje w parku, przejazdy po mieście, parady i niesamowite efekty. Już w Stralsundzie w Niemczech było zupełnie inaczej: widzowie byli na scenie, a akcja na parterze i balkonach teatru. Za każdym razem jest to nowe wyzwanie, żeby pokazać „Pajace” inaczej. I nie robię tego jedynie dla publiczności, robię to także dla siebie, inaczej bym zwariował. Teraz wybraliśmy nowe tematy, nowe atrakcje – i te głębokie, i te spektakularne, lekkie, teatralne, żeby pokazać wszystkie kolory „Pajaców”. Bo „Pajace” to mają, wesołą historię, którą opowiadają, ale i emocje, szargające wszystkimi postaciami. Ta opera będzie bardzo osobista, bardzo metateatralna. Będziemy bawić się formą i konwencją, pokażemy więcej prywatności artysty, mniej blichtru. Mała odległość pomiędzy aktorem a widzem pozwoli na większą intymność, której w parku być nie mogło. Pogłębimy to, czego nie pogłębiliśmy do tej pory. Ale potem kontrastujemy „Pajace” totalną farsą, w której z kolei pokażemy, jak bardzo teatr może być pusty, gdy jest pełen fajerwerków, a nie mówi o nas.

„Pajace” to opowieść o miłości, zdradzie, zazdrości. „Gianni Schicchi” to zabawna historyjka o oszuście. Pierwsza smuci – każdego może z innego powodu, druga – raczej bawi, choć ironia przykrywa tu nasze ludzkie wady. Jak się łączy tak dwa różne dzieła?

Dla mnie najważniejsze było, żeby stworzyć kontekst całości, żebyśmy nie robili dwóch małych niezależnych oper, oddzielonych antraktem, jako że muzycznie i treściowo to dwie różne formy. Pokazanie takiej błahej, śmiesznej historii, która stawia na komizm postaci i sytuacji, to w kontekście teatru w teatrze „Pajaców” jest niesamowicie ciekawe dla wykonawców i publiczności. Pokazujemy bowiem cały czas wychodzenie z roli, wchodzenie w rolę. W „Pajacach” już te role są podwójne, ale w „Giannim Schicchim” musiałem to dodać. Na przykład tę część, gdy aktor gra idiotę czy oszusta, a potem idzie do garderoby i jest w depresji. Tutaj jeszcze bardziej widoczna będzie zabawa teatru w teatrze i masek. To, co w „Pajacach” jest już wpisane w libretto konsekwentnie musiałem umieścić w „Giannim Schicchim”.

To połączenie jest niezwykle karkołomne. Tu mamy śmierć, tragedię a tu lekką komedyjkę. Naprawdę ostatnie zdanie „Pajaców” – „komedia skończona” można zamienić na „komedia się zaczyna”?

(śmiech) A jak jest w telewizji? Oglądamy dramat, a tu nagle śmieszne reklamy. A serio? Chcę sprawdzić, czy jesteśmy uodpornieni. Chcę iść za klasykami, za komedią i tragedią grecką, w których każdy z autorów dążył do takiego poziomu rozbawienia albo płaczu i bólu, żeby publiczność wyszła z teatru przemieniona.

Ale czy Michał Znaniecki nie zamydla w ten sposób przekazu?

Właśnie wręcz przeciwnie. Przekaz jest taki: nawet przez śmiech możemy się zmienić.

Jak technicznie zamierza Pan połączyć te opery? Mają być przesłuchania do nowej roli trupy z „Pajaców”. Mają zagrać w „Giannim Schicchim”. Ale tego w libretcie nie ma.

Nie ma. Dlatego zrobię to podczas przerwy. Jeśli ktoś jest purystą i nie chce widzieć zmian reżyserskich, może pójść do bufetu i napić się szampana, a kto chce, zostanie z nami i zobaczy, jak wybieramy Laurettę, czyli nową Neddę, która tę Laurettę będzie grała w kolejnej operze, czy osobę z publiczności, która zagra Buosa Donatiego, czyli zmarłego bogacza w „Giannim Schicchi”. To próba rozbicia emocji po tragedii. Zobaczymy, jak daleko poszło nasze dźgnięcie emocjonalne i jak ludzie się pozbierają albo nie, jak szybko się rozbawią albo nie. To jest prawie socjologiczny spektakl, żeby zobaczyć, kiedy zaczną się śmiać.

Albo czy wyjdą na antrakt, który im reżyser zabiera…

Wprowadzam darmowy spektakl dodatkowy (śmiech). Chcę zmieniać percepcję opery.

Trzeba trochę namieszać?

Trzeba trochę namieszać, żeby ludzie nie tylko oglądali, ale asystowali, żeby nie byli publicznością bierną. Trzeba wyjść z fotela, swojej strefy komfortu.

Jedna osoba wyjdzie ze swojej strefy komfortu, bo jak Pan wspomniał, amator ma zagrać w „Giannim Schicchim”.

Tak. Wybierzemy jedną osobę z widowni, żeby brała udział w spektaklu jako… trup. Z różnymi niespodziankami. Jest to tendencja stand’upu czy spektakli Blue Men Group na przykład.

A jeśli amator zrobi coś nie tak?

I o to chodzi! Szukam naturszczyka, żeby pokazać, co czasami dzieje się naprawdę podczas spektaklu. Wzorowałem się na wielkich dziełach teatru angielskiego, komedii omyłek i teatru w teatrze, w którym często nic nie wychodzi. Jeżeli będziemy mieć trupa, który będzie bardzo żywy i będzie chciał we wszystkim uczestniczyć, to naszym artystom bardzo pomoże w improwizacji, a taka jest część projektu.

Wróćmy do „teatru w teatrze”. Czy jest granica pomiędzy tym, co dzieje się na scenie, a tym, co wokół nas?

Jest bardzo dużo podobieństw. Tu praca jest bardzo trudna, bo proszę solistów operowych o to, by schodząc ze sceny zachowywali się tak, jak normalnie zachowują się w garderobie. Garderoba to miejsce, w którym ze swojego życia wchodzi się w postać, z ogromną adrenaliną. Garderoba jest magiczna dla mnie. Pokazujemy ją na scenie – nie tylko jak się malujemy, ubieramy. Pokazujemy wiele relacji międzyludzkich. „Gianni Schicchi”, którego Puccini napisał, żeby wyśmiać nasze wady, powiększyć je, będzie bardziej dotyczył nas właśnie w sferze garderoby, kiedy postaci wychodzą z roli i stają się sobą. To też będzie grane oczywiście, ale tam zobaczymy człowieka, z masą przywar, tych współczesnych.

Współczesnych? A to nie jest tak, że człowiek ma te same, niezależnie od czasów?

Oczywiście. Ale z boku, w tych garderobach, pokazujemy rzeczy, z którymi możemy utożsamić się dzisiaj. Nie tylko te biblijne przywary, ale i te związane z naszą nową cywilizacją. Mamy na przykład wiele nowych uzależnień. Jeśli ja pokażę pana, który przegrał w pokera grube pieniądze w kasynie, większość nie skojarzy tego z pokerem granym w telefonie. Jeśli pokażę dzisiejszą depresję, którą przykrywamy i w końcu wpadamy w czarną dziurę, bo społeczeństwo wymaga, żebyśmy byli uśmiechnięci, to przykrywamy ją czym? Pracą. Najwięcej pracoholików zabija czarną dziurę pracą. Tego wymaga całe otoczenie. Kiedyś się kładło do łóżka, bo nie wiadomo było, co to dokładnie jest. Na przykład migrena.

Ale przecież Pan chce, żebyśmy się śmiali? To z czego mamy się śmiać?

Pewnie, że chcę. Śmiech w operze jest czymś trudnym; traktujemy ją jakby była  na koturnach. Trzeba z nich zejść, połamać, żeby móc szczerze się śmiać jak w sitcomie. W „Giannim Schicchim” mamy szyderczy śmiech z nas samych, odnajdziemy tam swojego brata, żonę, męża. Pewnie powiemy: „nie, ja taki/taka nie jestem, to jest przesadzone”, a osoby, które w ogóle się nie odnajdą w postaciach Pucciniego, odnajdą się na brzegach, czyli właśnie w garderobie, patrząc na osoby, które się boją, które są nieśmiałe, mają nerwice, mają nałóg, a muszą zagrać. I to nie jest nachalne ani komiczne. Więc te osoby, które będą zdegustowane farsą, graną kabaretowo, zawsze mogą zwrócić się na prawo albo lewo i tam znaleźć siebie. Mam nadzieję, że ludzie wyjdą rozbawieni, ale z małą drzazgą w sercu. Jak mówił Gogol: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”. Bo przyjście na spektakl nie powinno być czystym oglądactwem, ale wartością dodaną. Mamy wyjść inni. Nowi. Z pytaniami.

A teraz udawanie. Wpisane jest w obie opery…

Udawanie i hipokryzja jest tam obecna jak w naszym życiu i Leoncavallo właśnie to życie chciał pokazać.  Relacje społeczne już w  „Pajacach” są demaskowane. Żona, mąż, kochanek – czy to nie typowa sytuacja hipokryzji? W tej inscenizacji Canio  jest mniej wredny niż w plenerowej. Bardziej będziemy go żałować, że musi założyć maskę, grać Pajaca w momencie, kiedy jest zdradzany. Poprzednio uzasadniałem zdradę pokazując okrutnego męża, od którego Nedda uciekała w ramiona Silvio. Teraz odwracamy ten obraz. Chciałbym, żeby popatrzyć na Cania ciepło. Ale wciąż udajemy, że wszystko jest w porządku, zakładamy maskę.

Właśnie. Często mówi Pan o udawaniu, bardzo dużo o maskach, chętnie używa Pan wątku luster, mówiąc publiczności: przeglądajcie się! Dlaczego nie można założyć, że my, ludzie, możemy być szczerzy?

Tak? To proszę być szczerą choć jeden dzień i powiedzieć, co tak naprawdę się myśli. Ja próbowałem. Zrobiłem ze studentami zabawę w szczerość, z rodziną, z osobą kochaną, z przyjaciółką. Przetrwaliśmy może osiem minut (śmiech) ryzykując koniec przyjaźni. Jesteśmy tak skonstruowani, że by móc żyć z innymi ludźmi, musimy udawać pewne rzeczy. Bo jesteśmy różni. I przy bolesnej szczerości nie zbudujemy żadnej relacji. A nawet najlepszą zniszczymy. Udawanie jest dysocjacją, której sami nawet nie zauważamy.

Nie zakłada Pan, że maska jest kłamstwem?

Nie, maska jest koniecznością, żeby przetrwać. Tylko zakładanie maski przed sobą samym jest bez sensu. Jest bardzo niebezpieczne.

Dziękuję za rozmowę. Życzę jakiejś fajnej maski podczas premiery.

Będzie potrzebna, jako że jestem nieśmiały. Na bankiecie mogę nawet udawać, że widziałem spektakl. Choć wiadomo, że ja swoich premier nie oglądam (śmiech).

*Michał Znaniecki
reż
yser, dramaturg, scenograf i pedagog
Studiował na Uniwersytecie w Bolonii u Umberto Eco oraz Giorgio Strehlera w Teatro Piccolo di Milano. Zadebiutował w mediolańskiej La Scali mając zaledwie 24 lata i był najmłodszym w historii reżyserem debiutującym w tym teatrze. Autor ponad 190 spektakli pracuje na najważniejszych scenach operowych całego świata, między innymi we Włoszech, Francji, Irlandii, Hiszpanii, Polsce, Argentynie, Urugwaju czy Kubie. Wyspecjalizował się w megaprodukcjach plenerowych, które realizował między innymi na stadionach, wyspach i w parkach – między innymi współpracując z Israeli Opera na pustyni w Masadzie w ramach wieloletniego kontraktu. Szczególne miejsce w dorobku artystycznym zajmują projekty teatralne, edukacyjne i angażujące grupy wykluczone społecznie, za które był wielokrotnie nagradzany, między innymi medalem Regionu Puglia za zasługi artystyczne i społeczne. Współpracował z największymi nazwiskami świata opery i teatru, między innymi z Placido Domingo, Piotrem Beczałą, Mariuszem Kwietniem, Lorinem Maazelem czy Jose Curą. Był jednym z najmłodszych dyrektorów Opery Narodowej w Warszawie i Opery Poznańskiej. W 2011 za spektakl „Eugeniusz Oniegin” reżyser otrzymał nagrodę Premios Líricos Teatro Campoamor, dla najlepszej produkcji premierowej roku w Hiszpanii. Jego polskie inscenizacje musicalowe parokrotnie nagradzane były Złotymi Maskami za spektakl i reżyserię. Nagrodzony także w Narodową Nagrodą Teatralną Chorwacji,  za najlepszy spektakl operowy roku 2014 „Mefistofele” oraz nagrodą specjalną „włoskim Oscarem operowym” Premio Abbiati 2015 za projekt „200.com – Pagliacci”. Jego „Romeo i Julia„ Gounoda w Operze Śląskiej zdobyła Złote Maski za najlepszy spektakl roku,scenografię i główną rolę w 2018 roku. Odznaczony srebrnym medalem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Ambasador Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Założyciel Festival Opera Tigre w Argentynie.

***

"Pajace/Gianni Schicchi"
Opera na Zamku, Szczecin

  • Terminy:

2019-03-09 19:00 - PREMIERA
2019-03-10 18:00
2019-05-25 19:00
2019-05-26 18:00

  • Miejsce: Sala główna

10 marca o 16.45 – przed spektaklem – w Sali Kameralnej im. J. Nieżychowskiego Opery na Zamku w ramach cyklu OPERApress odbędzie się spotkanie z Michałem Znanieckim pt. „Teatr w teatrze – pułapki i wyzwania”. Przy wejściu należy okazać zakupiony bilet na spektakl 9 lub 10 marca.

Szczegóły: http://www.opera.szczecin.pl/component/repertuar/spektakl/323-operapress

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.